top of page

Zatopieni w asfalcie


W Los Angeles, mieście gigancie lub państwie-mieście (o czym traktuje wydana w zeszłym roku książka Wydawnictwa Czarne „Los Angeles. Miasto-państwo w siedmiu lekcjach” https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/los-angeles) można natknąć się na wiele zadziwiających miejsc. Te „wysepki wspaniałości wyrastające z oceanu miernoty” czasem trudno zauważyć, ponieważ niejednokrotne pozostają ukryte przed oczami turystów, a nawet samych mieszkańców. Podczas jednej z rozmów z hiszpańskim kompozytorem, cudownym dzieckiem przemysłu filmowego, Pedro Osuną (znanym z muzyki do nominowanego do Oskara filmu „Argentyna, 1985”), który mieszka już kilka lat w LA, dowiedziałem się, że większość artystycznego życia tego miasta toczy się w podziemiu (polecam stronę Pedra: https://www.pedroosuna.net/). Trzeba przebywać parę lat w LA aby nawiązać kontakty i zostać zaproszonym do tajemnego grona, do miejsc, o których mało osób słyszało. Wymaga to czasu, cierpliwości, samozaparcia, ale przede wszystkim ciężkiej wielogodzinnej pracy kompozytorskiej. Ilość freelancerów w LA, czyli mówiąc po polsku „wolnych strzelców” nie związanych z żadną instytucją, jest ogromna, a konkurencja szalona.

Przejeżdżając autobusem koło dzielnicy La Brea każdorazowo uderzało mnie to hiszpańsko brzmiące słowo, które nie wiedziałem co do końca oznacza. Obiecałem sobie, że pod koniec stypendium wybiorę się do La Brea i zobaczę co to za miejsce. Ostatnie tygodnie w LA były idealnym czasem dla globtroterstwa i tak trafiłem do parku, gdzie nieustannie unosi się zapach świeżego asfaltu. Czułem się jakbym stanął na świeżo kładzionej drodze, albo przebywał w czasie upału na lepkim asfalcie, ale nie byłem na remontowanej drodze, znalazłem się w pięknym Hancock Park.

Asfaltowe jeziorka w La Brea, z których ciągle wydobywa się asfalt, zostały zauważone już w XVIII wieku, ale odkryte dopiero w drugiej połowie XIX wieku. Wykopaliskowe szaleństwo zaczęło się jednak dopiero podczas pierwszej wojny światowej, a najważniejsze odkrycia zostały dokonane w latach 50. XX wieku. Wydobyto w sumie 750 tysięcy szczątek flory i fauny z okresu plejstocenu, wśród których najciekawszym ssakiem okazał się mamut amerykański, który stał się później symbolem samego La Brea. Już w 1913 roku George Allan Hancock, właściciel terenu znanego jako La Brea (po hiszpańsku: smoła), pozwolił Muzeum Historii Naturalnej w Los Angeles na prowadzenie dwuletnich badań wykopaliskowych. W końcu George C. Page, jeden z bogatych filantropów, których w Los Angeles jest bardzo dużo, ufundował w 1975 roku muzeum, które miało za zadanie wyeksponować znalezione szczątki roślinne i zwierzęce oraz informowałoby o historii tego miejsca. Muzeum zostało otwarte dla zwiedzających w 1977 roku. Niektóre z jeziorek dalej są czynne i trwają w nich dalej prace paleontologów. Nad jednym zbudowano mostek, a w jego pobliżu ustawiono kopie mamutów amerykańskich. Całość parku wraz z George C. Page Museum rozciąga się za bardzo znanym muzeum sztuki nowoczesnej LACMA.

Dlaczego aż tyle szczątek zwierząt zostało odnalezionych w jednym miejscu, w asfaltowych jeziorkach? Jedna z hipotez mówi o tym, że zapach wydobywającego się asfaltu zwabiał zwierzęta roślinożerne, które wchodziły do jeziorka i zostawały uwięzione lub po prostu się topiły. Łatwy łup przyciągał mięsożerców i padlinożerców, którzy niestety umierali w ten sam sposób co ich ofiary. Pomyślałem, że to bardzo symboliczne i niezwykle aktualne w samym Los Angeles.

Asfaltowe jeziorka okazywały się zwodnicze i podstępne. Wielkie ssaki zwabione upajającym zapachem, sądziły, że trafiają na fantastyczne pożywienie, a w ostatecznym rachunku padały ofiarą urokliwego zapachu, który grzebał ich ciała w asfalcie. Los Angeles z dumą pielęgnuje tą tradycję, przyciąga tłumy artystów: aktorów, muzyków, filmowców, malarzy itd., a większość z nich wpada jednak w pułapkę, z której nie potrafią się uwolnić. I jeśli Nowy Jork jest miastem, które oślepia bijącym od szklanych wieżowców światłem, do którego utalentowani ludzi fruną jak ćmy, to Los Angeles kusi cudowną pogodą, zapachem kwiatów, słońcem, sławą i wielkimi pieniędzmi. Podążanie za światłem lub zapachem nie gwarantuje jednak upragnionego sukcesu artystycznego. Asfaltowe jeziorka w La Brea przypominają tajemne kręgi sponsorów, organizacji, prywatnych stowarzyszeń lub po prostu wpływowych bogatych ludzi, o których wspominał mi Pedro Osuna. Wysysają, zniewalają, uzależniają oferując sławę i pieniądze. Finał bywa czasem dramatyczny, ale to nie zniechęca kolejnego tłumu artystów, którzy pragnę mieć swoje pięć minut za które mogą zarobić 50 tysięcy, 500 tysięcy, 5 albo 50 milionów… Finalnie okazuje się, że jesteśmy takimi samymi ssakami jak mamut z plejstocenu…


64 views0 comments

Recent Posts

See All
bottom of page