Zastanawiam się co jest największym atutem wyjazdu na roczne stypendium i myślę, że jest nim utrata pewności związana ze zmianą perspektywy. Wiąże się to z przywiązaniem, które żywimy do ludzi, społeczności, narodu, kultury, a także jedzenia. Tęsknota pokazuje nam co jest dla nas ważne, ale też jak bardzo przywiązaliśmy się do tego co znamy i jak trudno jest nam wyjść poza ten obszar. Czujemy się zachwyceni nową kulturą („up”), a potem spadamy w dół („down”) bo tęsknimy za tym co znamy (odsyłam do mojego podcastu https://soundcloud.com/user-895826554/up-and-down-i-podcast).
Dużo osób uważa, że podróżowanie jest wspaniałe, ale tylko wtedy kiedy mamy pewność że wracamy do domu. Wyjeżdżamy po to aby powrócić. Moja mama zawsze mówi, że jak powraca do swojego mieszkanie to zawsze wydaje jej się ładniejsze niż przed wyjazdem i docenia to co ma. Ale co się dzieje jeśli spodoba nam się wyjeżdżać częściej, pozostać w miejscu, które poznaliśmy, albo nie mamy domu, do którego możemy powrócić i zaczynamy go poszukiwać?
Pamiętam, że jak byłem na szlaku portugalskim wiodącym do Santiago de Compostela spotkałem pielgrzymów, którzy nie potrafili wrócić do domu, byli ciągle w podróży. Przywiązali się do stanu bycia "poza" ("out"). Poznałem też wielu podróżników na Couchsurfingu, którzy nieustannie przed czymś uciekali i panicznie bali się powrotu.
Jak jesteś rok w jednym miejscu, w oderwaniu od wszystkiego co Ci znane, świat od którego uciekałeś dopada Cię i przemawia. To co mówi, nie jest miłe… Im dłużej pozostajesz w jednym miejscu tym głośniej słyszysz głos dobiegający z Twojego wnętrza. To głos Twojego dziecka, które zazwyczaj głodziłeś przez lata, ponieważ nie poświęcałeś mu czasu, uwagi, ignorowałeś jego potrzeby. Nagle się uaktywnia… ("inner voice")
Fundacja Fulbrighta organizuje podczas stypendium różne ciekawe kursy. Wspominałem już o webinarze, na którym dowiedzieliśmy się trochę o procesie asymilacji w nowym miejscu, jakie spadki i górki możemy przeżywać z dala od domu: „up” and „down”… Ale stypendium może uruchomić jeszcze jeden ciekawy ruch – "in" i "out" (do środka i na zewnątrz). Konfrontacja z sobą samym jest ruchem w głąb ("in"), który nagle wyrzuca Cię poza to wszystko co robiłeś do tej pory (czyli "out").
Zastanawiam się dlaczego nikt nie uczy nas myśleć „in” i „out”, zawsze to jest „down” and „up”. Wtłaczają w to nas: religia, rodzice, szkoły – mamy się przystosować, zaasymilować, być moralnymi według określonych zasad bo dzięki temu będziemy częścią tego lepszego społeczeństwa. Gdybyśmy skoncentrowali się na tym co jest „w nas” i jak nas to wyrzuca „poza nas” to przestalibyśmy się przejmować górkami i dołkami. Bycie sobą to proces trudny i wymagający, ani religia, ani rodzice, szkoły nas tego nie nauczą. W sumie artyści to przeczuwają, ale nikt im o tym nie mówi.
Szkolenie Fundacji Fulbrighta dotyczyło sposobów aplikowania o granty międzynarodowe. Jak szukać swoich pomysłów, konstruować wniosek, szacować budżet i rozsądnie planować czas. Około 60 naukowców i artystów z całego świata zastanawiało się co robić dalej po stypendium, jakie są perspektywy. Pisaliśmy swoje pomysły i dyskutowaliśmy jak dobrze i skutecznie zaaplikować o fundusze. Wszyscy wiedzą jakie to męczące i niewygodne spędzić aż cztery godziny na fotelu przed komputerem. Przerabialiśmy to podczas pandemii… Po spotkaniu poszedłem na plażę aby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza i odreagować. I nagle… zaczęły mi się przypominać rzeczy z dzieciństwa. To było bardzo dziwne, tak jakby moje dziecko we mnie chciało mi coś pokazać. Zalały mnie obrazy…
Przypomniało mi się jak miałem 9 i 10 lat i zacząłem programować na Atari i tworzyłem fabuły gier komputerowych. Miałem ich cały zeszyt. Kilka gier powstało, napisałem kilka programów. Jednocześnie konstruowałem gry planszowe w oparciu o seriale i bajki (np. "Było sobie życie", które absolutnie uwielbiałem). Oprócz tego malowałem ołówkiem portrety członków rodziny i kolegów, robiłem eksperymenty chemiczne. To wszystko było bardzo kreatywne. I nagle wszystko pochłonęła muzyka...
Tak sobie pomyślałem... Może gdybym poszedł ścieżką gier nie siedziałbym teraz na stypendium w Los Angeles tylko miałbym tu willę i firmy na całym świecie. Nie byłbym miliarderem, ale z pewnością nie jeździłbym autobusem numer 8. Nie narzekam i nie żałuję, że zajmuję się muzyką, ale dotarło do mnie to, że przez lata zaniedbałem swoje inne obszary kreatywności. Nie chodzi tutaj tylko o kompozycję muzyczną. Niektórzy powiedzą, tak, wróciłeś do niej po kilkunastu latach i próbujesz coś zrobić… Tak, wróciłem, ale nie jest to taki prosty proces jak się każdemu wydaje. Wrócić… Dużo lat upłynęło… Poza tym świat się bardzo zmienił.
Czyżbym wracał do swojego zaniedbanego dziecka? Jeśli tak, to nie mogę się doczekać co ono mi pokaże i dokąd mnie zaprowadzi…
c.d. nastąpi
Comments