-Tata… a może byśmy gdzieś pojechali jak skończę szkołę?
-A gdzie chciałabyś pojechać?
-Do Ameryki, do Los Angeles.
-Tylko jak…
-Ty jesteś kreatywny, na pewno coś wymyślisz.
Tak mniej więcej wyglądała rozmowa z moją 14-letnią córką pięć lat temu, kiedy pracowałem nad książką o Edwardzie Griegu. Po raz pierwszy zdałem sobie, że właściwie nie wiem co chciałbym robić po habilitacji i czy rzeczywiście nie powinienem zaaplikować o stypendium Fulbrighta.
Był to czas, kiedy przeżywałem własne rozterki dotyczące wiary i obecności w Kościele. Właśnie wtedy wpadła mi w ręce książka amerykańskiej muzykolożki Nadine Hubs "The Queer Composition of America's Sound", która zwróciła moją uwagę na problem kompozytorów LGBT i ich amerykańskiej tożsamości. Doszedłem do wniosku, że "wygoogluję" ilu amerykańskich twórców LGBT pisze obecnie muzykę religijną i w jakiś sposób przynależą do swoich chrześcijańskich kościołów. Jakie było moje zdziwienie, kiedy internetowa wyszukiwarka wygenerowała długą listę nazwisk, o których nie miałem pojęcia. Zacząłem przeglądać literaturę muzykologiczną i zauważyłem, że tak naprawdę jest to temat, który nie został opracowany. Tak narodził się pomysł...
Pomyślałem, że spróbuję poszukać amerykańskiego mentora, który byłby zainteresowany moim roboczym tematem. Tak natrafiłem na profesora Mitchella Morrisa i nie miałem już wątpliwości, że rozmowa z moją córką była prorocza. Okazało się, że profesor pracuje... w Los Angeles (The UCLA Herb Alpert School of Music).
Hozzászólások