Jack Kerouac (1922-1969), słynny pisarz pokolenia Beat Generation, po niesłychanym sukcesie swojej powieści W drodze (1957) przeżył kryzys i popadł w alkoholizm. W poszukiwaniu ukojenia zamieszkał na dziewiczym i malowniczym fragmencie wybrzeża na południe od miasteczka Monterey, w miejscu gdzie groźne klify łączą ażurowe konstrukcje mostów. Tam napisał swoją powieść Big Sur, będącą zapisem jego zmagań i wewnętrznych konfliktów.
Odkąd otrzymałem informację o stypendium w Kalifornii jednym z moich wielkich marzeń była wyprawa do tego odludnego i tajemniczego zakątka. Dużo czytałem o autostradzie numer 1 zwanej Pacifica, która biegnie nad Oceanem Spokojnym. Wiedziałem, że aby dostać się do Big Sur trzeba wypożyczyć samochód i skierować się z San Francisco na południe w kierunku Santa Barbara. Aby poczuć się naprawdę kalifornijsko nasza trzyosobowa ekipa wypożyczyła kabriolet – Forda Mustanga. Przyznaję, że jazda klifowym wybrzeżem, w kowbojskim kapeluszu, który kupiłem w San Diego, wśród silnych podmuchów oceanicznego wiatru, na tle stalowych chmur była magicznym doświadczeniem. Miałem wrażenie jakbym w ogóle nie był w Kalifornii, którą znałem do tej pory, ale przeniósł się na chwilę do Szkocji, Irlandii albo Norwegii.
Zaledwie godzina jazdy od San Francisco a moim oczom ukazała się malownicza latarnia morska Pigeon Point Light Station, która wyglądała jakby była przeniesiona z jakiegoś starego filmu. Została wybudowana w roku 1872 w newralgicznym punkcie wybrzeża, o czym informuje tablica przy jednym z fragmentów wraku statku. Dzikie wybrzeże Kalifornii, zupełnie nieoświetlone stanowiło miejsce śmierci wielu marynarzy i kapitanów, których statki zostawały zepchnięte przez silnie prądy oceaniczne na wystające z głębin skały. Przerażające, ale i fascynujące miejsce… Widok z urwistych zboczy klifów zapierał dech w piersiach, ale był to dopiero początek.
Za uroczym nadmorskim Monterey pojawiła się bowiem bajkowa kraina, o której pisał Kerouac – Big Sur. To jedno z tych miejsc, w których człowiek zupełnie traci poczucie rzeczywistości. Arcydzieło natury sprzęgnięte z arcydziełem człowieka – mostami. W ich obliczu należy skłonić głowę i oddać pierwszeństwo naturze. Wrażenie ogromu, dzikości, niedostępności tego terenu podziałało na mnie absolutnie kojąco i inspirująco. Przeżyłem coś co można by nazwać doświadczeniem metafizycznym (które zdarza się mi czasem w kontakcie z przyrodą).
Ku naszemu zaskoczeniu droga szybko się skończyła, ponieważ jej odcinek został zamknięty kilkanaście lat temu z powodu osunięcia się ziemi i musieliśmy zawrócić do Monterey. Zapadał zmrok, nie mieliśmy dużo benzyny w baku, co dodatkowo spotęgowało grozę tego miejsca. Majaczący w oddali Park Historyczny na szczycie wystającej z oceanu skały stanowił jedyne świadectwo, że w tej okolicy mieszkają/mieszkali ludzie. Fascynujące miejsce… Big Sur wrył się moją pamięć i nie pozwala o sobie zapomnieć. Kusi aby do niego powrócić i poświęcić mu więcej czasu.
Jack Kerouac nie znalazł ukojenia w Big Sur i zdecydował się powrócić do wielkiego miasta i alkoholu. Natura nie spacyfikowała go, nie rozgrzeszyła i nie zbawiła, ale stała się inspiracją do pisania. Nie dziwię się… W chłodnym i wilgotnym powietrzu Big Sur czai się mityczna siła zdolna wzbudzić nigdy nieopowiedziane historie…
PS: Może z Jackiem Kerouacem łączy mnie jakieś tajemnicza siła - zmarł bowiem w tym samym dniu, w którym osiem lat później się urodziłem. Cóż... Jego słynna powieść W drodze nie zyskała mojego aplauzu. Zarzuciłem czytanie po pierwszych stu stronach... Chyba po prostu nie mam w sobie nic z beatnika :)
Comments